á
â
ă
ä
ç
č
ď
đ
é
ë
ě
í
î
ľ
ĺ
ň
ô
ő
ö
ŕ
ř
ş
š
ţ
ť
ů
ú
ű
ü
ý
ž
®
€
ß
Á
Â
Ă
Ä
Ç
Č
Ď
Đ
É
Ë
Ě
Í
Î
Ľ
Ĺ
Ň
Ô
Ő
Ö
Ŕ
Ř
Ş
Š
Ţ
Ť
Ů
Ú
Ű
Ü
Ý
Ž
©
§
µ
Pierwsze rozdziały powieści były dla mnie nieco zbijające z tropu. Wpierw autorka przedstawia nam moment, w którym kobieta będąca w szpitalu w końcu ma urodzić swoje długo wyczekiwane dziecko. Dalej natomiast poznajemy Zoe Morley i jej męża Ollie'go, którzy już kilkanaście lat po tym wydarzeniu z pierwszego rozdziału wiodą szczęśliwe i rodzinne życie. Wszystko byłoby w porządku, ale gdy Zoe mówi nam o tym, że jej córeczka jest adoptowana zaczynamy się zastanawiać, kim była ta rodząca kobieta? O co tam tak na prawdę chodziło? Mi (i wiem, że nie tylko ja miałam z tym problem) mocno to przeszkadzało i trochę czasu zajęło mi dojście do tego, o co tak na prawdę chodzi. Może czepiam się tego drobnego szczegółu, jednak właśnie to zagubienie towarzyszyło mi przez całą książkę, choć niby już wiedziałam, co i jak.
Pewnego dnia dochodzi do porwania córeczki Zoe i Ollie'go. Nie wiadomo, kto mógł to zrobić i gdzie podziała się dziewczynka. Muszę przyznać, że tutaj bardzo spodobało mi się to zwodzenie, przez autorkę, czytelnika za nos. Uwielbiam takie książki, gdzie niby przez cały czas wiem, kto jest sprawcą, ale koniec końców wychodzi na to, że całkowicie się myliłam. I tutaj właśnie coś takiego było. Razem z bohaterami błądzimy po zakamarkach przestępstwa rozpaczliwie starając się odnaleźć dziecko. Sanjida Kay świetne poradziła sobie z budowaniem napięcia, a co najlepsze fantastycznie udało jej się utrzymać ten klimat przez całą książkę. Najbardziej spodobało mi się to, że umieściła ona w swojej powieści cudowne pejzaże Wielkiej Brytanii oraz te wspaniałe, magiczne i mroczne zarazem wrzosowiska. To one sprawiły, że cała opowieść nabrała tej nutki grozy, a świadomość, że dziewczynka może błądzić samotnie po tym miejscu, jeszcze bardziej nakłania do poznania całej historii. Cudnie czytało mi się przez to książkę i nawet mogę powiedzieć, że szkoda mi było, gdy okazało się, że ostatnia strona jest już za mną.
Kolejne, co bardzo mi się spodobało, to wykreowanie postaci Zoe na artystkę. Jeśli chodzi o mnie, to niestety ze sztuką niestety nie mam nic wspólnego, ale bardzo podoba mi się ten motyw w książkach. Nie było tutaj żadnej przesady - Zoe zwyczajnie opowiadała o swoich pracach, lub o tym co ją inspiruje w trakcie codziennych spacerów na wrzosowisko. Dzięki temu książka zyskała ten specyficzny klimat, który tak bardo mnie urzekł. Podejrzewam z resztą, że gdyby Sanjida Kay zrezygnowała z tego pomysłu, całość byłaby po prostu nijaka. Serio ciężko jest mi sobie to wyobrazić...
Jak więc widzicie, odnośnie "Skradzionego dziecka" jestem jak najbardziej na tak. Może nie była to znowu Bóg wie jak genialna i zapadająca w pamięć książka, ale na prawdę świetnie mi się ją czytało. Otrzymałam świetny thriller z motywem porwania, poszukiwania, sztuki oraz z widokiem cudownych wrzosowisk w tle. Zakończenie natomiast dosłownie wbiło mnie w fotel. Pamiętam, że po ukończeniu książki miałam w głowie kilka pytań, bo jednak pozostałam z lekkim niedosytem, ale w tym przypadku jestem w stanie przymknąć na to oko.
Czy polecam Wam "Skradzione dziecko" Sanjidy Kay? Jak najbardziej! Myślę, że warto zatrzymać się przy niej na chwilę, aby móc ją poznać.